Tyle Was tu było *O*

sobota, 26 kwietnia 2014

Co Wy na to?

Hej, hej, to znowu ja :D

Zastanawiałam się — seryjnie, całkiem niedawno, bo jakieś dwie minuty temu — czy nie przeszkadzało by wam i chcielibyście, aby następny rozdział Szczęścia w nieszczęściu był w narracji pierwszoosobowej?

W ogóle... Tak sobie myślę... I zostało się z trzy lub cztery rozdziały do końca, więc może warto zrobić ankietę, w której zagłosujecie, jakie następne opowiadanie byście chcieli? Co Wy na to?

środa, 23 kwietnia 2014

Szczęście w nieszczęściu ~ 11

Napisałam, napisałam~! I to chyba najdłuższy rozdział tego opo~! :D Mam nadzieję, że ujrzę pod nim więcej, niż jeden komentarz :D

----------------------------------------------------------------

   W dolinie, między rozmaitymi i wysokimi górami, pośród lasu, oświetlona światłem nocy w nowiu, stała wielka kamienna rezydencja. W niektórych oknach paliły się nikłe światła, a wiatr gwizdał w szczelinach między drzwiami. Sama rezydencja nie była oświetlona, bowiem stworzenia w niej mieszkające ceniły sobie urok nocy.
   W jednej z największych komnat, urządzonych w wiktoriańskim stylu, na czerwonym fotelu przy kominku i z kieliszkiem drogiego wina w ręce, siedział młody mężczyzna. Ciemne włosy opadały mu swobodnie na ramiona, a czarne oczy wpatrywały w ścianę przed sobą. Jego poza wyraźnie wskazywała na to, że nad czymś myśli. Ubrany był w czerwony płaszcz przeplatany złotymi nićmi, skórzane, czarne spodnie i czarną koszulę z czerwonymi haftami. Jego ciemne buty sięgały mu do kolan.
   W pewnym momencie Axel — bo to było jego imie — zamrugał oczami i ze spokojem upił łyk wina, z krystalicznie czystego kieliszka.
   — Jacob! — zawołał, a po chwili w jego komnacie pojawił się mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i złotymi oczami. Jego skóra była opalona, a on sam był wysoki. Ubrany był w czarno-białą koszulę, czarne spodnie i równie wysokie buty, co jego pan.
   — Słucham, Panie? — odezwał się, a jego głos nie miał w sobie ani krzty ciepła.
   — Powiedz im, że pojutrze wcielamy to wszystko w życie. — mężczyzna uśmiechnął się przebiegle i tym razem do końca wypił trunek.
   — Tak jest, Panie. — Jacob ukłonił się i wyszedł, zamykając za sobą mosiężne drzwi komnaty.
   Jeszcze długo przez korytarze prowadził go szyderczy, jak i demoniczny śmiech; Axel wiedział, że po wcieleniu planu w życie, nic już nie stanie mu na drodze do władzy.
   Podszedł do wielkich, szklanych drzwi, po czym otwierając je wyszedł na balkon, a w jego oczach pojawił się błysk szaleństwa, gdy spojrzał w niebo.


***


   Dzisiaj był pierwszy dzień, w którym Yuki poszedł do szkoły.
   Dlaczego, zapytacie?
   Otóż dopiero po feriach, Kuro i chłopiec zdecydowali się zapisać go do dobrego gimnazjum. Obydwaj woleli żeby Yuki najpierw zaznajomił się z otoczeniem i przywykł do nowej sytuacji. Po tym odwiedzili szkołę, która odpowiadała im. Okazało się, że znajduje się ona dziewięć kilometrów od miejsca, w którym mieszkali, ale na szczęście kursowały autobusy w tamtą stronę. Miesiąc temu załatwili wszystkie formalności i czekali tylko na przyjęcie, o którym informacja przyszła listem tydzień temu.
   Jako, że Kuro wstał wcześniej, by móc przygotować wszystko na pierwszy dzień w szkole Yuki'ego, postanowił przygotować jajecznicę. Ostatnio zauważył, że bardzo podchodziła chłopakowi ta, którą robił według własnego przepisu. Wyciągnął więc wszystkie potrzebne składniki, założył pomarańczowy fartuszek w owoce i zabrał się za gotowanie.
   Po niedługim czasie — dziesięciu minutach — wszystko było już gotowe i uszykowane, włączając w to drugie śniadanie Yuki'ego. Kuro odwiesił fartuszek i spiął włosy w kuca. Postanowił, że najwyższy już czas obudzić chłopca, bo bliźnięta do szkoły szły godzinę później.
   Chłopak wszedł po schodach i zapukał lekko do przedostatnich drzwi po lewej stronie. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi nacisnął delikatnie na klamkę i wszedł do środka.
   Ciepłe wiosenne słońce wpadało przez jasne żaluzje, rozjaśbiając pokój, a tym samym go ocieplając. Jeśli wytężyłoby się wzrok, można by ujrzeć maleńkie drobinki kurzu, unoszące się nad meblami. Wzrok demona od razu padł na postać zakopaną w kołdrze.
   Chłopiec po sam nos przykryty był brzoskwiniową pościelą. Jego jasne, przydługie już, włosy rozsypywały się i po kołdrze, i po poduszce. Twarz miał zwróconą w stronę ściany naprzeciwko łóżka, więc Kuro mógł zobaczyć, jak bardzo rozluźniona ona jest. Długie rzęsy rzucały podłóżne cienie na rumiane policzki, a małe, brzoskwiniowe usta były lekko otwarte.
   Gdy się tak na to patrzył, jego serce ożywiło się i zaczęło szybciej bić. Nie rozumiał tej reakcji, nigdy bowiem – aż dotąd – jego serce nie wydawało się wyrywać, a w gardle nie zasychało, gdy patrzył na tą niską istotkę. Nie rozumiał, co to za uczucie. Być może takie, którego on jeszcze nie zaznał w stosunku do drugiej osoby.
   Pokręcił głową, odsuwając od siebie te myśli i jednocześnie sprawiając, że pare kosmyków wydostało się z gumki. Podszedł do łóżka, zatapiając nogi odziane w skarpetki w dywanie, i potrząsnął lekko ramieniem chłopca.
   – Yuki, czas do szkoły – powiedział delikatnie, cały czas go szturchając. Kiedy to nie podziałało, powtórzył głośniej. – Yuki, jajecznica ci wystygnie. – nie dało to niestety zamierzonego efektu.
   Demon westchnął, przymykając na chwilę oczy, po czym szybkim ruchem, zdarł kołdrę z chłopaka. Mógł teraz zobaczyć, że był ubrany jedynie w duży, szary T-shirt z nadrukiem i krótkie, ciemno-fioletowe spodenki, które ukazywały jego szczupłe nogi.
   Kuro odwrócił od niego wzrok i powrócił nim do twarzy chłopca, który zaczął się przebudzać. Po chwili mógł już ujrzeć jego cudowne oczy.
   – Czemu... Wziąłeś kołdrę? – spytał siadając i trąc oczy.
   – Nie pamiętasz? Dzisiaj twój pierwszy dzień w szkole. Idź się ubierz i zejdź na śniadanko. – posłał mu uśmiech, a kołdrę, którą w międzyczasie złożył, położył na łóżku.
   Yuki kiwnął głową, po czym zszedł z łóżka. Biorąc jakieś ciuchy z szafy wszedł do łazienki. Gdy tylko kliknięcie drzwi doszło do uszu demona, ten ruszył z powrotem do kuchni.


   Yuki zawitał do pomieszczenia dokładne dziesięć minut później. Ubrany w granatową bluzę z sową, czarne biodrówki z paskiem w czarno-niebieską kratę i czerwone trampki sięgające do kostek. Torbę, którą wziął ze sobą z pokoju, powiesił na krześle, samemu po chwili na nim siadając.
   – Smacznego – powiedział trzymając widelec w dłoni i zabrał się za jedzenie.
   Kuro w tym czasie stał, pośladkami oparty o blat i, z założonymi na klatce piersiowej rękoma, przyglądał się chłopcu. Nie raz przypatrywał mu się jak je, ale tym razem obserwacji towarzyszyło to dziwne uczucie. Musiał przyznać, że Yuki'emu do twarzy było w ciemno-niebieskim kolorze, jak i różnych odcieniach błękitu.
   Swoje obserwacje przerwał w czasie, gdy chłopiec zjadł już śniadanie i wypił swoją ulubioną, czarną herbatę. Odbił się wtedy od blatu, zabierając pusty kubek i talerz z widelcem.
   – Smakowało? – spytał z uśmiechem na ustach, odwracając się w stronę zlewu.
   – A jak mogłoby nie smakować? Takie pyszności? W dodatku robione przez Ciebie? – zaśmiał się głośno i założył torbę. – Będę się zbierał, bo chcę zdążyć na autobus.
   – To bayu. I uważaj na siebie, mały.
   – Nie jestem mały. – to mówiąc chłopiec otworzył drzwi i opuścił dom, podążając ścieżką do bramy. Nie zdawał sobie sprawy, że był obserwowany przez demona.
***
   Zaledwie piętnaście minut później stał już na przystanku oddalonym dwa kilometry od miejsca jego zamieszkania. Dobrze obliczył czas, więc wystarczyło poczekać jeszcze dwie minuty na autobus, który przyjeżdżał o godzinie 7:20. Droga do szkoły potrwa tylko pół godziny, bo tak wcześnie rano, przystanki, na których zwykł stawać, jest tylko cztery.
   Oprócz niego na szklanym przystanku, stała jeszcze starsza babcia z koszykiem w ręce i dziewczyna, mniej więcej w jego wieku. Sms'owała z kimś zaciekle. Nie mógł się nadziwić, jak szybko rusza palcami po ekranie. Przecież to niemożliwe, by tak szybko pisała i telefon jej się nie przegrzał! Choć może? Odwrócił od niej wzrok i powrócił nim do oglądania bloków mieszkalnych, po drugiej stronie ulicy.
   Nie musiał długo czekać, aż przyjechał autobus. Był on zwyczajny, miejski, lecz nie taki stary. Dość nowoczesny, czerwony z czarnymi i białymi akcentami. Jak na chłopaka przystało przepuścił babcię i kobietę, samemu wsiadając na końcu. Pojazd nie był wypełniony wieloma ludźmi. Na samym końcu siedziało pare uczniów, rozdzielonych na zbite grupki, a miejsce na przodzie zajmowały babcie, lub dorośli, którzy nie mają własnego prawa jazdy i są zdani na dojeżdżanie autobusem. Sam Yuki zajął miejsce po lewej stronie, przesuwając się pod okno. Torbę położył na kolanach i trzymając ją, wpatrywał się przez okno.
   Przed oczami przelatywały mu obrazy bloków, samochodów, świateł, ludzi, lub roślinności w parkach. W podróży towarzyszyła mu także muzyka puszczana w autobusie i rozmowy jakiś pań, które trzy siedzenia za nim rozmawiały o czymś żywnie.
   Kiedy zatrzymali się w końcu, zza okna dojrzał zdobioną, metalową, czarną bramę, a za nią wielki, ceglany, czerwono-biały budynek. Jak się domyślił, musiała to być szkoła, do której będzie uczęszczał. Otaczało ją wiele drzew, a na chodniku przed budynkiem ustawione były ławki. Nie brakowało też uczniów, zmierzających na lekcje. Tak samo, jak w autobusie, oni również byli rozbici na mniej, lub bardziej złożone grupki, ale byli też tacy, co chodzili samotnie. Zdawało się, że on dziś też tak będzie szedł.
   Założył torbę na ramię i wyszedł z autobusu. Również ta dziewczyna, co zacieklr z kimś pisała, wyszła i wyprzedziła go, a jej czarne, krótkie włosy zafalowały. Ubrana była w granatową sukienkę do kolan i z długim rękawem, czarne rajstopy i granatowe buty na lekkim obcasie. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, aż ruszył się z miejsca i przeszedł przez bramę. Gdy szedł szarym chodnikiem, mijało go wielu ludzi. Niektórzy przyglądali się mu, co niezbyt się mu podobało, inni patrzeli na niego, by później podzielić się spostrzeżeniami z towarzyszami, a jeszcze inni w ogóle nie zwracali na niego uwagi.
   Kiedy wszedł do budynku, rozejrzał się w okół. Naprzeciwko niego znajdowała się wielka tablica, a po obu stronach tej ściany stały schody, prowadzące na górę. Po bokach rozchodziły się liczne korytarze i stały różne drzwi. Jako, że nad tablicą pisało ,,Informacje i ogłoszenia" bardzo neonowym kolorem, podszedł do niej i przyjrzał kartce z rozdzieleniem nowych uczniów do poszczególnych klas. Poszukał wzrokiem swojego nazwiska.


17. Yuukiya Ootoya — 3c


   Pokiwał głową ze zrozumieniem i odwrócił się, by odejść. Zdał sobie jednak sprawę, że kompletnie nie wiedział, do jakiej klasy ma iść. Co prawda zaznajomił się z planem lekcji, ale przy przedmiotach nie było podanych klas. Zastanawiając się, co ma zrobić, spytał pierwszą osobę, którą okazała być się dziewczyna z przystanku.
   – Przepraszam... Nie wiesz może, gdzie ma chemię trzecia c? – spytał, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Miała fioletowe oczy i czarne okulary.
   – Trzecia c? Oczywiście, że wiem! – odpowiedziała entuzjastycznie. – Sama do niej chodzę. Jesteś nowym  uczniem, prawda? – schowała telefon do kieszeni sukienki. – Jestem Blackie. – podała do niego swą bladą dłoń.
   – Yuya, ale możesz mówić mi Yuki. – uścisnął dłoń dziewczyny, której uśmiech niesamowicie się powiększył.
   – Masz bardzo słodkie imię, Yuki. – puściła jego rękę i poprawiła swój granatowo-niebieski plecak. – To jak? Idziemy?
   – Jasne. – uśmiechnął się niepewnie, a po chwili już obydwoje ruszyli w stronę klasy.
   Weszli na schody, a kiedy byli już na piętrze ruszyli korytarzem na san koniec. Na przeciwko nich, jak i po bokach, stały drzwi, a przed nimi dość dużo ludzi. Blackie odciągnęła go na bok i ustali przy ścianie.
   – Teraz tak, jak już pewnie zauważyłeś w tym wielkim tłumie ludzi, jakże wspaniale należącym do naszej klasy, są dwie grupy. – wskazała ruchem głowy na grupę chłopaków w jednym kącie i dziewczyn w drugim. – Zacznijmy od nich. Więc tak, ten najwyższy – wskazała na chłopaka z czarnymi, krótkimi włosami – to przywódca drużyny koszykowej. Może nie wygląda, ale jak chlastnie to tylko raz. Ten drugi, niższy to jego brat. A cała reszta to ta ich drużyna. Z tego, co pewnie nie długo wywnioskujesz, są przeciętni. Ani dobrzy, ani słabi. – zaśmiała się.
   – Okay...
   – Te dziewczyny w drugim rogu to, tak zwane w klasie, puste plastiki. Dlaczego? – spytała, kiedy dostrzegła pytający wzrok Yuki'ego. – Ponieważ są takie, nie patrz teraz na kolor włosów, że strasznie wiecznie lamentują, noszą kuse stroje i zachowują się jak niedorozwoje.
   – To strasznie dziwne. Przecież... Raczej nie powinny tak robić. – powiedział chłopiec, patrząc to na nią, to na nie.
   – No ba! O nie! Złamałam paznokieć! Co ja teraz zrobię! – lamentowała przesłodzonym głosem, oglądając swoją prawą dłoń, a lewą przykładając do skroni. Po chwilo już obydwoje śmiali się głośno, zwracając na siebie uwagę paru uczniów.
   Nie śmiali się długo, bo już po chwili zadzwonił dzwonek, a nauczyciel otworzył klasowe drzwi, wpuszczając wszystkich do środka.
***
   Gdy tylko Yuki wyszedł z domu, demon umył naczynia i poszedł uszykować śniadanie dla bliźniaków. Oczywiście na jajecznice nie starczyło już jajek, więc musiał przygotować im kanapki. Wyciągnął więc z szafki chleb, a z lodówki masło, szynkę, ser, sałatę, ogórka i ketchup, po czym zabrał się do pracy. Po pięciu minutach kolorowe kanapki było gotowe i leżały na pomarańczowym talerzu na stole, a on za to poszedł obudzić bliźniaków.
   – Mao, Mio wstajeeemy~! – wykrzyknął od wejścia, a dzieci zaczęły kręcić się na łóżkach.
   Pierwszy wstał Mio, który wyglądał tak, jakby nie spał już od dłuższego czasu. Mao natomiast wyglądała jak zombie, kiedy zwlekała się z łóżka.
   – Musimy dziś iść...? – wyjęczała dziewczynka.
   – Tak. Ale nie marudź, Mao. Idź sié ubierz, bo ci kakao wystygnie. – demon zaśmiał się, kiedy dziewczynka na ostatnie słowo wybiegła jak z procy wprost do łazienki. Mio natomiast, bardziej opanowany wziął ciuchy z szafy i ruszył do drugiej łazienki; Kuro w tym czasie pościelił ich łóżka i zszedł do kuchni.
   Kiedy Mao i Mio już zeszli, mięli tylko dwadzieścia minut na spokojne zjedzenie śniadania i wyjście do szkoły. Oczywiście ich zawozi Kuro, bo są jeszcze zbyt mali by jeździć autobusem. Gdy Mao przebiegła przez próg, by jak najszybciej znaleźć się przy stole, jej pastelowo-zielona sukienka do kolan zafalowała. Oprócz sukienki dziewczyn miała również białą koszulę z długim rękawem, białe rajstopy i zielone buciki. Włosy miała spięte w warkocz, który najprawdopodobniej zrobił jej brat. Co do Mio – chłopiec miał na sobie niebieskie spodnie, szarą koszulkę z sową i rozpinaną, czerwoną bluzę, a jego butami były, zapinane na rzepy, turkusowe trampki.
   – Smacznego – powiedział, gdy tylko usiadł i obydwoje zaczęli jeść.
   Oczywistym było, że nie zjedzą wszystkiego, więc na talerzu zostało się jeszcze pare kanapek, ale kakao zniknęło w całości. Kuro stał w wejściu z ich plecakami w dłoniach.
   – Gotowi? – spytał, potrząsając nimi lekko.
   – Tak~! – odkrzyknęła Mao i jako pierwsza zeszła z krzesła, podbiegając do brata i, z jego niewielką pomocą, zakładając plecak. Po chwili w jej ślady poszedł Mio.
   – W takim razie idziemy. – uśmiechnął się i najpierw przez drzwi wypuścił rodzeństwo, po czym sam wyszedł, zakluczając je.
   Bliźniacy siedzieli już na tylnych siedzeniach w samochodzie, a Mio pomagał siostrze zapiąć pas. Demon uśmiechnął się, kiedy to zobaczył i zajmując miejsce przed kierownicą, włożył klucze do stacyjki.
   – Możemy jechać? – spojrzał w lusterko, by upewnić się, że Mio się zapiął.
   – Tak – usłyszał odpowiedź i ruszyli.
   Przedszkole było dużym, białym, dwu-piętrowym, ceglanym budynkiem o dachu z czerwonymi dachówkami. Na oknach widniało pare kolorowych malunków, a za samym budynkiem znajdował się plac zabaw. Kuro zaparkował samochód przy chodniku i wysiadł z niego. To samo uczynili Mao i Mio, od razu zakładając plecaki. Idąc za nimi, demon wszedł za bramę i skierował się do głównego wejścia.
   – Dzień dobry, dzieci. – przywitała bliźniaków od wejścia pani w podeszłym wieku, która była ich wychowawczynią.Ciemne, lekko posiwiałe włosy miała spięte w kok, a ubrana była w wiosenną, fioletową sukienkę.
   – Dzień dobry, proszę pani. – przywitała się Mao, zajmując miejsce koło brata na ławeczce i ściągając buty, by założyć papcie.
   – Mam nadzieję, że dzisiaj będą grzeczni – zwrócił się z uśmiechem, do pani, demon.
   – Ależ oni zawsze są grzeczni. Niech się pan nie martwi! Gdy tylko coś się stanie, poinformuje pana o tym. – kobieta odpowiedziała mu z uśmiechem.
   – Dobrze. To na razie, maluchy! – pożegnał się z nimi i wyszedł, a oni poszli do klasy.
   Będąc na dworze odetchnął świeżym powietrzem. Zastanawiał się, jak sobie radzi Yuki. Wiedział, że chłopiec był dzisiaj nieco więcej niż zestresowany tym, że idzie do szkoły. W końcu nikogo tam nie znał. Niemniej Kuro miał nadzieję, że – choć może nie dziś – ale w niedalekiej przyszłości zaprzyjaźni się z kimś.
   Odpalił samochód i pojechał do domu.


   O godzinie 14:10 mógł usłyszeć, jak otwierają się główne drzwi od domu. Oprócz tych, mieli jeszcze wejście przez piwnicę i mały ogród za domem. Zdyszka zaciekawiony wystawił głowę zza kuchennej futryny. Był akurat w czasie robienia obiadu, którym miało być spaghetti.
   – Hej, Yuki – uśmiechnął się do chłopca, który ściągał buty.
   – Heloo – odpowiedział mu, a demon od razu wyczuł, że chłopiec ma dobry humor. Zniknął z powrotem za futryną, a niedługo potem Yuki już siedział na kuchennym parapecie.
   – Jak tam pierwszy dzień w szkole?
   – Fajnie. – Yuki uśmiechnął się. – Wiesz, poznałem taką jedną dziewczynę, która chodzi do mojej klasy, nawet jeździ ze mną autobusem, i wydaje mi się, że będziemy kolegami. – zamachał wesoło nogami.
   – Naprawdę? A jak się nazywa? – nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc, jak bardzo wesoły jest jego wychowanek.
   – Blackie. I w sumie to imię bardzo do niej pasuje. – chłopiec zeskoczył z parapetu. – Co pichcisz? – ustał koło demona, zaglądając mu przez ramię.
   – Spaghetti. Ey, ey, gdzie z tymi paluchami! – klepnął chłopca lekko  po dłoni, gdy ten nabrał na palec trochę sosu. – Nakryłbyś, a nie już wyżerasz.
   – Dobrze, mamusiu. – zaśmiał się i zaczął robić to, o co demon go prosił.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Coś – bo znowu przerwa~!

Notkę tę opisze tak: Sandra nie ma co robić, a pisać jej się rozdziału nie chce, a chciałaby napisać coś związanego z Sherlock'iem - tylko, ze nie miałoby sensu - więc opisała swój dzień, jak nadawała o nim przyjaciołom, ale wszystko popierdoliła, bo nic prawie nie pamięta XD
Tak więc, to tyle, a teraz zapraszam na lekturkę, tego jakże krótkiego tworu ^ ^ 

---------------------------

   Zaczął się kolejny, słoneczny poranek. Starsza kobieta ( dop. aut.: Co miałam napisać? Postarzała? @A@ ) weszła do jasno-fioletowego pokoju – którego tapetowe ściany obklejone były plakatami, a na szafie widniała wielka tapeta 96neko i Len'a Kagamine'a – i od razu podeszła w stronę rozłożonej, fioletowej kanapy, którą okrywała jesienna ( dop. aut.: w sensie, że taka pościel XD ) narzuta i druga, biała, w granatową kratę. Pod jesienną skryta była śpiąca postać 14-letniej dziewczyny, a pod tą drugą spał 9-letni chłopiec.
   Kobieta podeszła bliżej i chwyciła szatynkę za ramię, lekką nią trząsając.
   – Sandra, wstawaj – powiedziała i widząc, że nastolatka już się budzi, wzięła się za budzenie jej brata.
   Dziewczyna odrzuciła kołdrę na bok i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w stronę łazienki, w której załatwiła swoje potrzeby, po czym ruszyła do pokoju. Jak co dzień, na stole czekały już kanapki i herbata przygotowana przez jej babcię. Jej brat również już tam siedział.
   Ziewnęła i usiadła przy stole, biorąc w ręce chleb tostowy z serem. Co jakiś czas, przeżuwając śniadanie, spoglądała w stronę brata, który usypiał, przy jedzeniu swojego posiłku.
   – Matik, nie śpij – powiedziała w miarę głośno, by ją usłyszał, po czym upiła swoją ulubioną czarną herbatę. Babcia dzieci siedziała na łóżku i wsłuchiwała się w grające radio.
   Kiedy Sandra zjadła już swoje śniadanie, a herbata gościła już tylko w połowie kubka, wstała od stołu szurając krzesłem i ruszyła do kuchni, by wziąć z krzesła swoje ciuchy na dzisiaj, które wczoraj wyprasowała jej mama. Gdy już to zrobiła weszła do łazienki, zapalając światło nad lustrem.
   Na początku ubrała skarpetki, które dziś wyjątkowo były takiego samego koloru, a później bieliznę. Następnie w ruch poszła jej ulubiona bluzka, dżinsy i bluza. Sięgnęła po szczotkę i rozciągniętą, żółtą gumkę do włosów na kafelkową półkę, po lewej stronie od lustra. Złapała wszystkie swoje krótkie włosy razem i oddzielając grzywkę od reszty, zaczesała je szczotka w małą kitkę nad szyją, po czym związała je gumką.
   Gdy odłożyła szczotkę, podciągnęła rękawy różowej bluzy i chwyciła zieloną szczoteczkę do zębów. Zmoczyła ją wodą, nałożyła pastę i zaczęła myc zęby, patrząc w lustro. W głowie liczyła obroty, przypatrując się swoim niebieskim oczom, które według niej wyglądały słodko z źrenicą.
   Kiedy skończyła myć zęby odłożyła, czystą już, szczoteczkę i umyła twarz, następnie wycierając się o ręcznik. Wyszła z łazienki wieszając piżamę na sznurku i zahaczyła o kuchnię biorąc swoje czarno-białe okulary ze stołu, po czym ruszyła do swojego pokoju, by zrobić łóżko. Pierwsze, co zrobiła będąc tam, to wyłączenie radia. Następnie podniosła żaluzje, mrużąc oczy, gdy pokazało się słońce. Kiedy uporała się z żaluzjami w błyskawicznym tempie ściągnęła z łózka pościel, otworzyła je, włożyła ją do niego i zamknęła, układając na tapczanie fioletowe poduszki. Poprawiła jeszcze tylko chodniczek i krzesło od biurka, po czym ruszyła do salonu, by posiedzieć jeszcze chwilkę na telefonie, zanim będzie musiała razem z bratem wyjść na autobus.

* * *

   Gdy już znalazła się w szkole, ruszyła do sali numer 28, w której miała pierwszą lekcję – język polski. Położyła szaro-różowy plecak na ziemi i ściągnęła swoją ciemno-fioletową kurtkę, kładąc ją na plecaku.          Wkładając ręce w kieszenie bluzy ruszyła ku wyjściu ze szkoły, by poczekać na przyjaciółkę.
Wkrótce w drzwiach pojawiła się wyższa od niej o jakiś centymetr dziewczyna, z jasną cerą, piegami i średniej długości gorzko-czekoladowymi włosami.
   – Heloo, maka-pako! – przywitała się, podchodząc do niej i ją tulając.
   – Siemka – ta odpowiedziała jej z uśmiechem i ruszyły pod klasę. Obydwie miały tak, ze jak tylko się zobaczyły, nieważne gdzie, to kąciki ust od razu unosiły im się w uśmiechu.
   – Agata, mogę ci coś powiedzieć? – zapytała Sandra, machając dłońmi, jakby chciała odlecieć. Na twarzy cały czas miała uśmiech.
   – Dajesz. – Agata zaśmiała się, gdy obydwie ruszyły do biblioteki.
   – Sherlock skoczył i umarł, ale on nie umarł, bo jakby umarł, to nie byłoby trzeciego sezonu, a on jednak jest, więc nie mógł umrzeć~! – powiedziała na jednym wdechu, pod koniec chichocząc jak głupia.
   – A ty znowu z tym Sherlock'iem? – otworzyła drzwi do biblioteki i wpuściła niższą dziewczynę przed sobą.
   – Dzień dobry. – Sandra przywitała się z panią bibliotekarka i nauczycielką od PDŻ'u w jednym. – Może mi pani wytłumaczyć, jak to możliwe, że Sherlock skoczył z dachu i był martwy, ale żyje? – spytała i uśmiechnęła się, słysząc westchnięcie Agaty, która stała obok.
   – Nie wiem. Może to jakiś sen albo coś? – pani uśmiechnęła się do nich i odłożyła okulary, pokazując im filetowy zeszyt z Furby'm. – Wpiszcie się dziewczynki. – Agata wzięła od niej zeszyt i usiadła przy stole.
   – Wpiszesz mnie? – spytała niebiesko-oka, siadając obok.
   – Mhm... – odpowiedziała,a po chwili już oddała zeszyt. Sandra w tym czasie wyciągnęła telefon i przeglądała zdjęcia w folderze zatytułowanym ,,Sherlock''.
   – Ej, idziemy po Miki'ego? – zapytała po chwili, podnosząc się z miejsca, chowając telefon do kieszeni i zapinając bluzę. Wolała nie ryzykować tym, że Agata znów zacznie ją macać.
   – Okay. – widząc co robi, wyższa dziewczyna zaśmiała się i, ciągnąc ją za rękaw bluzy, wyszła z biblioteki idąc w kierunku klasy.
   Zrobił się tam już niezły tłok. Pomiędzy łazienką, dwoma klasami i jedną na wprost wyjścia na główny korytarz, był może 5 metrowy korytarzyk. Pomieścić się tam musiały trzy klasy i dziewczyny, które chciały skorzystać z łazienki.
   Dziewczynom od razu w oczy rzucił się chłopak w szarej bluzie z czarnymi paskami. Najbardziej rozpoznawalny był jego neonowy zielono-niebieski plecak. Na szczęście chłopak ten nie stał zbyt daleko w korytarzu, więc mogły dojść do niego, bez zbędnego przepychania się.
   – Hej! – przywitały się, przekrzykując innych uczniów. – Możemy ci coś powiedzieć?
   – Heej. No okay – odpowiedział im. Miał on jasną cerę, krótkie, gorzko-czekoladowe włosy i piwne oczy. Sandra wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
   – W ostatnim odcinku drugiego sezonu Sherlock'a, Sherlock skoczył z dachu i zginał, ale kiedy John był na jego grobie, to on stał za drzewami, więc nie mógł zginąć, bo inaczej nie byłoby trzeciego sezonu, więc on żyje, ale inni o tym nie wiedzą. Kumasz? – spytała po chwili. Chłopak wpatrywał się w nią chwilę.
   – Kumam. Ale to raczej nie możliwe żeby umarł, ale jednak żył. – zaśmiał się.
   – Oj no Mikii, bo ty nie rozumiesz – wyjęczała i poklepała go po ramieniu. – A obejrzysz Shelrock'a?
   – A ty obejrzysz The Walking Dead? – odpowiedział pytaniem.
   – Jak będę miała czas, to tak. - skwitowała. Agata w tym czasie stała obok i przeglądała wiadomości.
   Po chwili ludzi było jeszcze zdyszka więcej. Przy klasie stała już ¾ klasy. W tym trzy koleżanki Sandry i Agaty – Angelika, Jagoda i Beata.

   Cała trójka pogadała jeszcze chwilkę, po czym zadzwonił dzwonek, a oni zebrali się do klasy.

---------------------------

Ja tego osobiście nie skomentuje, powiem tylko tyle, że podobnie wygląda każdy dzień XD Tylko, że są bardziej zrypane, bo tego nie idzie oddać w opowiadaniu XDD Jak się Agata zgodzi, to może Wam pokażę jeden filmik, gdzie zabrała mi okulary XDD

niedziela, 6 kwietnia 2014

Sherlock – tłumaczenia cytatów, czyli druga część przerwy w opowiadaniu.

Postanowiłam zrobić kolejne tłumaczenia cytatów z ,,Sherlock'a'' ^ ^ Co do samego serialu dziś leci ostatni odcinek 2 sezonu~! *O* O 21:10 na TVP2 *A*
Więc... Zaczynamy~!

---------------------------------
,,Anderson, don't talk out loud. You lower the IQ of whole street.'' – Sherlock Holmes

,,Anderson, nie mów głośno. Zaniżasz IQ całej ulicy''

--------------------------------
,, C'mon! Where is her case? Did she eat it?'' – Sherlock Holmes

,, No dalej! Gdzie jest jej walizka? Czy ona ją zjadła?''

-------------------------------
,,Oh! You meant ,,spectacularly ignorant'' in a nice way.'' – Sherlock Holmes

,,Oh! Miałeś na myśli ,,spektakularnie ignorujący'' w dobrym znaczeniu.''

------------------------------
,, We solve crimes. I blog about it, he forgets his pants. I wouldn't hold out too much hope.'' – John Watson

,, Rozwiązujemy przestępstwa. Pisze o tym na blogu, on zapomniał swoich spodni. Nie pokładałbym w nim zbyt wiele nadziei.''

-----------------------------
,, A nice murder. That'll cheer you up.'' – Mrs. Hudson

,, Ładne morderstwo. To cię rozweseli.''

----------------------------
,,I'm in schock. Look --- I've got a blanket.'' – Sherlock Holmes.

,, Jestem w szoku. Spójrz --- mam koc.''

---------------------------
,, Four serial suicides, and now a note! It's Christmas! '' – Sherlock Holmes

,, Cztery seryjne samobójstwa, a teraz list! To święta! '' 
---------------------------
As Sherlock and John are handcuffing together )
Sherlock: Hmm. Bit awkward, this.
John: No one to bail us.
Sherlock: I was thinking more of our imminent and daring escape.
John: What?
Sherlock triggers a police radio, causing feedback in all the uniformed officers' microphones. As the nearest one yanks his earpiece out, Sherlock grabs his gun and backs away from everyone. )
Sherlock: Ladies and gentlemen, will you all , please, get on you knees?
No one moves; he fires twice into the air. )
Sherlock: Now would be good!
Lestrade: Do as he says!
John: J-just so you're aware, the gun is his idea. I'm just, uh, you know...
Sherlock: ( pointing the gun at John ) My hostage.
John: ,,Hostage'', yes, that works. That works. So what now?
Sherlock: Doing what Moriarty wants; becoming a fugitve. Run.

Kiedy Sherlock i John są skuci razem )
Sherlock: Hmm, trochę niezręczne, to.
John: Nikt nie wpłaci za nas kaucji.
Sherlock: Myślałem raczej o naszej szybkiej i brawurowej ucieczce.
John: Co?
Sherlock uruchamia radio policyjne, powodując zakłócenia we wszystkich mikrofonach umundurowanych oficerów. Kiedy najbliższy szarpie swoją słuchawkę, Sherlock zabiera jego broń i odwraca się do wszystkich. )
Sherlock: Panie i panowie, czy wszyscy siądziecie na kolana?
Nikt się nie ruszył; wystrzelił dwa razy w powietrze. )
Sherlock: Teraz powinno być dobrze!
Lestrade: Róbcie to co mówi!
John: Tylko dla waszej świadomości, broń to jego pomysł. Ja jestem tylko, uh, o wiecie...
Sherlock: ( przystawiając broń do John'a ) Moim zakładnikiem.
John: ,,Zakładnikiem'', tak, to działa. To działa. Więc co teraz?
Sherlock: Robimy to, czego chce Moriarty; stajemy się uciekinierami. Biegnij.

---------------------------
Sherlock: ( handcuffed to John ) Take my hand!
John: Now people will definitely talk.

Sherlock: ( przykuty do John'a ) Złap mnie za rękę!
John: Teraz ludzie definitywnie będą gadać.

--------------------------
Sherlock: I'm a fake.
John: Sherlock...
Sherlock: The newspaper were right all along. I want you to tell Lestrade, I want yu to tell Mrs. Hudson, and Molly, in fact, tell everybody who will listen to you.. that I created Moriarty for my own purposes.
John: Ok, shut up, Sherlock. Shut up. The first time we met – the first time we met you knew all about my sister, right?
Sherlock: Nobody could be that clever.
John: You could.

Sherlock: Jestem fałszywy.
John: Sherlock...
Sherlock: Gazety miały całkowitą rację. Chcę, żebyś powiedział Lestrade, chcę żebyś powiedział pani Hudson, i Molly, powiedz to każdemu, kto będzie Cię słuchał...to, że wymyśliłem Moriarty'ego dla własnego celu.
John: Ok, zamknij się, Sherlock. Zamknij się. Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz – pierwszy raz, gdy się spotkaliśmy, wiedziałeś wszystko o mojej siostrze, prawda?
Sherlock: Nikt nie może być tak mądry.
John: Ty możesz.

---------------------------
Sherlock: This phone call, it's... it's my note. That's what people do, don't they? Leave a note...
John: Leave a note when?
Sherlock: Good-bye, John...

Sherlock: Ta rozmowa to... to mój list. To robią ludzie, czyż nie? Zostawiają list...
John: Zostawiają list kiedy?
Sherlock: Żegnaj, John...

---------------------------
Więc tak - to jest druga część cytatów z ,,Sherlocka''. Postanowiłam, że jak tylko ukażą się dwa komentarze ( nie ważne, czy pod jedną notką, czy pod dwoma po jednym ) streszczę się i dodam jeszcze rozdział w tym samym tygodniu ^ ^ Bo co jak co, ale komentarze strasznie motywują, a tu świeci takimi pustkami ;A;





sobota, 5 kwietnia 2014

Sherlock — tłumaczenia i cytaty, czyli przerwa w opowiadaniu.

Więc tak — rozdziału jeszcze nie ma, a to dlatego, że tym razem zamiast YouTube'a, wciągnął mnie przewspaniały serial — Sherlock. Co tu więcej mówić? Zakochałam się w bohaterach, fabule, otoczeniu, muzyce... ogólnie we wszystkim *O* <33 I co z tego, że jedna seria ma tylko trzy odcinki XD

Co do rozdziału, mam kawałek, więc obiecuję, że pojawi się niebawem :D

A teraz pytanie — po co robię tą notkę? Otóż, na urodzinach mojego kochanego dziadka, kiedy dorośli rozmawiali o swoich sprawach, ja wyciągłam swój zeszyt, w którym miałam zapisane cytaty z Sherlock'a, a jako, że mi się nudziło, przetłumaczyłam trzy ostatnie ^ ^
Po co je tu wstawiam? Nie wiem, ale być może dlatego, by nie świeciło tu tak drastycznymi różnicami w datach XD

----------------------------------------
,,You... you told me once that you weren't a hero. Umm, there were times I didn't even think you were human. But let me tell you this, you were the best man, the most human... human being that I've ever known, and no-one will ever convince me that you told me a lie, so there. I was so alone, and I owe you so much. But, please, there's just one more thing, one more thing, one more miracle, Sherlock, for me. Don't be... dead. Would you do that for me? Just stop it. Stop this. " — John Watson

,,Ty... powiedziałeś mi kiedyś, że nie jesteś bohaterem. Umm, był czas, kiedy nawet nie myślałem, że jesteś człowiekiem. Ale pozwól mi powiedzieć to, że byłeś najlepszym człowiekiem, najbardziej ludzką... ludzką osobą, jaką kiedykolwiek poznałem i nikt nie wmówi mi, że to było kłamstwo. Był bardzo samotny i wiele Ci zawdzięczam. Ale, proszę, jest jeszcze jedna rzecz, jeszsze jedna rzecz, jeszcze jeden cud, Sherlock'u, dla mnie. Przestań być... martwy. Zrobisz to dla mnie? Po prostu przestań. Zatrzymaj to."

-----------------------------
Sherlock: This is my cab. You take the next one.
John: Why?
Sherlock: You might talk.

Sherlock: To moja taksówka. Ty weźmiesz następną.
John: Dlaczego?
Sherlock: Mógłbyś rozmawiać.

------------------------------
John: Don't do that.
Sherlock: Do what?
John: The look.
Sherlock: Look?
John: You are doing the look again.
Sherlock: I can't see it, can I?
( John indicates mirror, Sherlock looks. )
Sherlock: It's my face.
John: Yes, and it's doing a thing. You're doing a 'We both know what's really going on here' - face.
Sherlock: Well, we do.
John: No, I don't, which is why I find the face so annoying.

John: Nie rób tego.
Sherlock: Czego?
John: Twój wzrok.
Sherlock: Wzrok?
John: Znów robisz to spojrzenie.
Sherlock: Nie mogę tego zobaczyć, czy mogę?
( John wskazuje na lustro, Sherlock spogląda na nie. )
Sherlock: To jest moja twarz.
John: Tak, i to ona robi tą rzecz. Robisz 'Obydwaj wiemy co się tutaj dzieje' - twarz.
Sherlock: Cóż, bo wiemy.
John: Nie, ja nie wiem, dlatego uważam tę twarz za irytującą.

-------------------------
Tak, no cóż, nie twierdzę, że te tłumaczenia są idealne XD Jakby nie było angielskiego uczę się dopiero od 10 lat ^ ^""" Niemniej jednak liczę na waszą konstruktywną krytykę i rady w kierunku do tego, co zrobiłam źle, co muszę poprawić, czy jaki błąd się pojawił :D
A teraz, moi drodzy, Noctem idzie spać ~^~