Napisałam, napisałam~! I to chyba najdłuższy rozdział tego opo~! :D Mam nadzieję, że ujrzę pod nim więcej, niż jeden komentarz :D
----------------------------------------------------------------
W dolinie, między rozmaitymi i wysokimi górami, pośród lasu, oświetlona światłem nocy w nowiu, stała wielka kamienna rezydencja. W niektórych oknach paliły się nikłe światła, a wiatr gwizdał w szczelinach między drzwiami. Sama rezydencja nie była oświetlona, bowiem stworzenia w niej mieszkające ceniły sobie urok nocy.
W jednej z największych komnat, urządzonych w wiktoriańskim stylu, na czerwonym fotelu przy kominku i z kieliszkiem drogiego wina w ręce, siedział młody mężczyzna. Ciemne włosy opadały mu swobodnie na ramiona, a czarne oczy wpatrywały w ścianę przed sobą. Jego poza wyraźnie wskazywała na to, że nad czymś myśli. Ubrany był w czerwony płaszcz przeplatany złotymi nićmi, skórzane, czarne spodnie i czarną koszulę z czerwonymi haftami. Jego ciemne buty sięgały mu do kolan.
W pewnym momencie Axel — bo to było jego imie — zamrugał oczami i ze spokojem upił łyk wina, z krystalicznie czystego kieliszka.
— Jacob! — zawołał, a po chwili w jego komnacie pojawił się mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami i złotymi oczami. Jego skóra była opalona, a on sam był wysoki. Ubrany był w czarno-białą koszulę, czarne spodnie i równie wysokie buty, co jego pan.
— Słucham, Panie? — odezwał się, a jego głos nie miał w sobie ani krzty ciepła.
— Powiedz im, że pojutrze wcielamy to wszystko w życie. — mężczyzna uśmiechnął się przebiegle i tym razem do końca wypił trunek.
— Tak jest, Panie. — Jacob ukłonił się i wyszedł, zamykając za sobą mosiężne drzwi komnaty.
Jeszcze długo przez korytarze prowadził go szyderczy, jak i demoniczny śmiech; Axel wiedział, że po wcieleniu planu w życie, nic już nie stanie mu na drodze do władzy.
Podszedł do wielkich, szklanych drzwi, po czym otwierając je wyszedł na balkon, a w jego oczach pojawił się błysk szaleństwa, gdy spojrzał w niebo.
***
Dzisiaj był pierwszy dzień, w którym Yuki poszedł do szkoły.
Dlaczego, zapytacie?
Otóż dopiero po feriach, Kuro i chłopiec zdecydowali się zapisać go do dobrego gimnazjum. Obydwaj woleli żeby Yuki najpierw zaznajomił się z otoczeniem i przywykł do nowej sytuacji. Po tym odwiedzili szkołę, która odpowiadała im. Okazało się, że znajduje się ona dziewięć kilometrów od miejsca, w którym mieszkali, ale na szczęście kursowały autobusy w tamtą stronę. Miesiąc temu załatwili wszystkie formalności i czekali tylko na przyjęcie, o którym informacja przyszła listem tydzień temu.
Jako, że Kuro wstał wcześniej, by móc przygotować wszystko na pierwszy dzień w szkole Yuki'ego, postanowił przygotować jajecznicę. Ostatnio zauważył, że bardzo podchodziła chłopakowi ta, którą robił według własnego przepisu. Wyciągnął więc wszystkie potrzebne składniki, założył pomarańczowy fartuszek w owoce i zabrał się za gotowanie.
Po niedługim czasie — dziesięciu minutach — wszystko było już gotowe i uszykowane, włączając w to drugie śniadanie Yuki'ego. Kuro odwiesił fartuszek i spiął włosy w kuca. Postanowił, że najwyższy już czas obudzić chłopca, bo bliźnięta do szkoły szły godzinę później.
Chłopak wszedł po schodach i zapukał lekko do przedostatnich drzwi po lewej stronie. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi nacisnął delikatnie na klamkę i wszedł do środka.
Ciepłe wiosenne słońce wpadało przez jasne żaluzje, rozjaśbiając pokój, a tym samym go ocieplając. Jeśli wytężyłoby się wzrok, można by ujrzeć maleńkie drobinki kurzu, unoszące się nad meblami. Wzrok demona od razu padł na postać zakopaną w kołdrze.
Chłopiec po sam nos przykryty był brzoskwiniową pościelą. Jego jasne, przydługie już, włosy rozsypywały się i po kołdrze, i po poduszce. Twarz miał zwróconą w stronę ściany naprzeciwko łóżka, więc Kuro mógł zobaczyć, jak bardzo rozluźniona ona jest. Długie rzęsy rzucały podłóżne cienie na rumiane policzki, a małe, brzoskwiniowe usta były lekko otwarte.
Gdy się tak na to patrzył, jego serce ożywiło się i zaczęło szybciej bić. Nie rozumiał tej reakcji, nigdy bowiem – aż dotąd – jego serce nie wydawało się wyrywać, a w gardle nie zasychało, gdy patrzył na tą niską istotkę. Nie rozumiał, co to za uczucie. Być może takie, którego on jeszcze nie zaznał w stosunku do drugiej osoby.
Pokręcił głową, odsuwając od siebie te myśli i jednocześnie sprawiając, że pare kosmyków wydostało się z gumki. Podszedł do łóżka, zatapiając nogi odziane w skarpetki w dywanie, i potrząsnął lekko ramieniem chłopca.
– Yuki, czas do szkoły – powiedział delikatnie, cały czas go szturchając. Kiedy to nie podziałało, powtórzył głośniej. – Yuki, jajecznica ci wystygnie. – nie dało to niestety zamierzonego efektu.
Demon westchnął, przymykając na chwilę oczy, po czym szybkim ruchem, zdarł kołdrę z chłopaka. Mógł teraz zobaczyć, że był ubrany jedynie w duży, szary T-shirt z nadrukiem i krótkie, ciemno-fioletowe spodenki, które ukazywały jego szczupłe nogi.
Kuro odwrócił od niego wzrok i powrócił nim do twarzy chłopca, który zaczął się przebudzać. Po chwili mógł już ujrzeć jego cudowne oczy.
– Czemu... Wziąłeś kołdrę? – spytał siadając i trąc oczy.
– Nie pamiętasz? Dzisiaj twój pierwszy dzień w szkole. Idź się ubierz i zejdź na śniadanko. – posłał mu uśmiech, a kołdrę, którą w międzyczasie złożył, położył na łóżku.
Yuki kiwnął głową, po czym zszedł z łóżka. Biorąc jakieś ciuchy z szafy wszedł do łazienki. Gdy tylko kliknięcie drzwi doszło do uszu demona, ten ruszył z powrotem do kuchni.
Yuki zawitał do pomieszczenia dokładne dziesięć minut później. Ubrany w granatową bluzę z sową, czarne biodrówki z paskiem w czarno-niebieską kratę i czerwone trampki sięgające do kostek. Torbę, którą wziął ze sobą z pokoju, powiesił na krześle, samemu po chwili na nim siadając.
– Smacznego – powiedział trzymając widelec w dłoni i zabrał się za jedzenie.
Kuro w tym czasie stał, pośladkami oparty o blat i, z założonymi na klatce piersiowej rękoma, przyglądał się chłopcu. Nie raz przypatrywał mu się jak je, ale tym razem obserwacji towarzyszyło to dziwne uczucie. Musiał przyznać, że Yuki'emu do twarzy było w ciemno-niebieskim kolorze, jak i różnych odcieniach błękitu.
Swoje obserwacje przerwał w czasie, gdy chłopiec zjadł już śniadanie i wypił swoją ulubioną, czarną herbatę. Odbił się wtedy od blatu, zabierając pusty kubek i talerz z widelcem.
– Smakowało? – spytał z uśmiechem na ustach, odwracając się w stronę zlewu.
– A jak mogłoby nie smakować? Takie pyszności? W dodatku robione przez Ciebie? – zaśmiał się głośno i założył torbę. – Będę się zbierał, bo chcę zdążyć na autobus.
– To bayu. I uważaj na siebie, mały.
– Nie jestem mały. – to mówiąc chłopiec otworzył drzwi i opuścił dom, podążając ścieżką do bramy. Nie zdawał sobie sprawy, że był obserwowany przez demona.
***
Zaledwie piętnaście minut później stał już na przystanku oddalonym dwa kilometry od miejsca jego zamieszkania. Dobrze obliczył czas, więc wystarczyło poczekać jeszcze dwie minuty na autobus, który przyjeżdżał o godzinie 7:20. Droga do szkoły potrwa tylko pół godziny, bo tak wcześnie rano, przystanki, na których zwykł stawać, jest tylko cztery.
Oprócz niego na szklanym przystanku, stała jeszcze starsza babcia z koszykiem w ręce i dziewczyna, mniej więcej w jego wieku. Sms'owała z kimś zaciekle. Nie mógł się nadziwić, jak szybko rusza palcami po ekranie. Przecież to niemożliwe, by tak szybko pisała i telefon jej się nie przegrzał! Choć może? Odwrócił od niej wzrok i powrócił nim do oglądania bloków mieszkalnych, po drugiej stronie ulicy.
Nie musiał długo czekać, aż przyjechał autobus. Był on zwyczajny, miejski, lecz nie taki stary. Dość nowoczesny, czerwony z czarnymi i białymi akcentami. Jak na chłopaka przystało przepuścił babcię i kobietę, samemu wsiadając na końcu. Pojazd nie był wypełniony wieloma ludźmi. Na samym końcu siedziało pare uczniów, rozdzielonych na zbite grupki, a miejsce na przodzie zajmowały babcie, lub dorośli, którzy nie mają własnego prawa jazdy i są zdani na dojeżdżanie autobusem. Sam Yuki zajął miejsce po lewej stronie, przesuwając się pod okno. Torbę położył na kolanach i trzymając ją, wpatrywał się przez okno.
Przed oczami przelatywały mu obrazy bloków, samochodów, świateł, ludzi, lub roślinności w parkach. W podróży towarzyszyła mu także muzyka puszczana w autobusie i rozmowy jakiś pań, które trzy siedzenia za nim rozmawiały o czymś żywnie.
Kiedy zatrzymali się w końcu, zza okna dojrzał zdobioną, metalową, czarną bramę, a za nią wielki, ceglany, czerwono-biały budynek. Jak się domyślił, musiała to być szkoła, do której będzie uczęszczał. Otaczało ją wiele drzew, a na chodniku przed budynkiem ustawione były ławki. Nie brakowało też uczniów, zmierzających na lekcje. Tak samo, jak w autobusie, oni również byli rozbici na mniej, lub bardziej złożone grupki, ale byli też tacy, co chodzili samotnie. Zdawało się, że on dziś też tak będzie szedł.
Założył torbę na ramię i wyszedł z autobusu. Również ta dziewczyna, co zacieklr z kimś pisała, wyszła i wyprzedziła go, a jej czarne, krótkie włosy zafalowały. Ubrana była w granatową sukienkę do kolan i z długim rękawem, czarne rajstopy i granatowe buty na lekkim obcasie. Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, aż ruszył się z miejsca i przeszedł przez bramę. Gdy szedł szarym chodnikiem, mijało go wielu ludzi. Niektórzy przyglądali się mu, co niezbyt się mu podobało, inni patrzeli na niego, by później podzielić się spostrzeżeniami z towarzyszami, a jeszcze inni w ogóle nie zwracali na niego uwagi.
Kiedy wszedł do budynku, rozejrzał się w okół. Naprzeciwko niego znajdowała się wielka tablica, a po obu stronach tej ściany stały schody, prowadzące na górę. Po bokach rozchodziły się liczne korytarze i stały różne drzwi. Jako, że nad tablicą pisało ,,Informacje i ogłoszenia" bardzo neonowym kolorem, podszedł do niej i przyjrzał kartce z rozdzieleniem nowych uczniów do poszczególnych klas. Poszukał wzrokiem swojego nazwiska.
17. Yuukiya Ootoya — 3c
Pokiwał głową ze zrozumieniem i odwrócił się, by odejść. Zdał sobie jednak sprawę, że kompletnie nie wiedział, do jakiej klasy ma iść. Co prawda zaznajomił się z planem lekcji, ale przy przedmiotach nie było podanych klas. Zastanawiając się, co ma zrobić, spytał pierwszą osobę, którą okazała być się dziewczyna z przystanku.
– Przepraszam... Nie wiesz może, gdzie ma chemię trzecia c? – spytał, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Miała fioletowe oczy i czarne okulary.
– Trzecia c? Oczywiście, że wiem! – odpowiedziała entuzjastycznie. – Sama do niej chodzę. Jesteś nowym uczniem, prawda? – schowała telefon do kieszeni sukienki. – Jestem Blackie. – podała do niego swą bladą dłoń.
– Yuya, ale możesz mówić mi Yuki. – uścisnął dłoń dziewczyny, której uśmiech niesamowicie się powiększył.
– Masz bardzo słodkie imię, Yuki. – puściła jego rękę i poprawiła swój granatowo-niebieski plecak. – To jak? Idziemy?
– Jasne. – uśmiechnął się niepewnie, a po chwili już obydwoje ruszyli w stronę klasy.
Weszli na schody, a kiedy byli już na piętrze ruszyli korytarzem na san koniec. Na przeciwko nich, jak i po bokach, stały drzwi, a przed nimi dość dużo ludzi. Blackie odciągnęła go na bok i ustali przy ścianie.
– Teraz tak, jak już pewnie zauważyłeś w tym wielkim tłumie ludzi, jakże wspaniale należącym do naszej klasy, są dwie grupy. – wskazała ruchem głowy na grupę chłopaków w jednym kącie i dziewczyn w drugim. – Zacznijmy od nich. Więc tak, ten najwyższy – wskazała na chłopaka z czarnymi, krótkimi włosami – to przywódca drużyny koszykowej. Może nie wygląda, ale jak chlastnie to tylko raz. Ten drugi, niższy to jego brat. A cała reszta to ta ich drużyna. Z tego, co pewnie nie długo wywnioskujesz, są przeciętni. Ani dobrzy, ani słabi. – zaśmiała się.
– Okay...
– Te dziewczyny w drugim rogu to, tak zwane w klasie, puste plastiki. Dlaczego? – spytała, kiedy dostrzegła pytający wzrok Yuki'ego. – Ponieważ są takie, nie patrz teraz na kolor włosów, że strasznie wiecznie lamentują, noszą kuse stroje i zachowują się jak niedorozwoje.
– To strasznie dziwne. Przecież... Raczej nie powinny tak robić. – powiedział chłopiec, patrząc to na nią, to na nie.
– No ba! O nie! Złamałam paznokieć! Co ja teraz zrobię! – lamentowała przesłodzonym głosem, oglądając swoją prawą dłoń, a lewą przykładając do skroni. Po chwilo już obydwoje śmiali się głośno, zwracając na siebie uwagę paru uczniów.
Nie śmiali się długo, bo już po chwili zadzwonił dzwonek, a nauczyciel otworzył klasowe drzwi, wpuszczając wszystkich do środka.
***
Gdy tylko Yuki wyszedł z domu, demon umył naczynia i poszedł uszykować śniadanie dla bliźniaków. Oczywiście na jajecznice nie starczyło już jajek, więc musiał przygotować im kanapki. Wyciągnął więc z szafki chleb, a z lodówki masło, szynkę, ser, sałatę, ogórka i ketchup, po czym zabrał się do pracy. Po pięciu minutach kolorowe kanapki było gotowe i leżały na pomarańczowym talerzu na stole, a on za to poszedł obudzić bliźniaków.
– Mao, Mio wstajeeemy~! – wykrzyknął od wejścia, a dzieci zaczęły kręcić się na łóżkach.
Pierwszy wstał Mio, który wyglądał tak, jakby nie spał już od dłuższego czasu. Mao natomiast wyglądała jak zombie, kiedy zwlekała się z łóżka.
– Musimy dziś iść...? – wyjęczała dziewczynka.
– Tak. Ale nie marudź, Mao. Idź sié ubierz, bo ci kakao wystygnie. – demon zaśmiał się, kiedy dziewczynka na ostatnie słowo wybiegła jak z procy wprost do łazienki. Mio natomiast, bardziej opanowany wziął ciuchy z szafy i ruszył do drugiej łazienki; Kuro w tym czasie pościelił ich łóżka i zszedł do kuchni.
Kiedy Mao i Mio już zeszli, mięli tylko dwadzieścia minut na spokojne zjedzenie śniadania i wyjście do szkoły. Oczywiście ich zawozi Kuro, bo są jeszcze zbyt mali by jeździć autobusem. Gdy Mao przebiegła przez próg, by jak najszybciej znaleźć się przy stole, jej pastelowo-zielona sukienka do kolan zafalowała. Oprócz sukienki dziewczyn miała również białą koszulę z długim rękawem, białe rajstopy i zielone buciki. Włosy miała spięte w warkocz, który najprawdopodobniej zrobił jej brat. Co do Mio – chłopiec miał na sobie niebieskie spodnie, szarą koszulkę z sową i rozpinaną, czerwoną bluzę, a jego butami były, zapinane na rzepy, turkusowe trampki.
– Smacznego – powiedział, gdy tylko usiadł i obydwoje zaczęli jeść.
Oczywistym było, że nie zjedzą wszystkiego, więc na talerzu zostało się jeszcze pare kanapek, ale kakao zniknęło w całości. Kuro stał w wejściu z ich plecakami w dłoniach.
– Gotowi? – spytał, potrząsając nimi lekko.
– Tak~! – odkrzyknęła Mao i jako pierwsza zeszła z krzesła, podbiegając do brata i, z jego niewielką pomocą, zakładając plecak. Po chwili w jej ślady poszedł Mio.
– W takim razie idziemy. – uśmiechnął się i najpierw przez drzwi wypuścił rodzeństwo, po czym sam wyszedł, zakluczając je.
Bliźniacy siedzieli już na tylnych siedzeniach w samochodzie, a Mio pomagał siostrze zapiąć pas. Demon uśmiechnął się, kiedy to zobaczył i zajmując miejsce przed kierownicą, włożył klucze do stacyjki.
– Możemy jechać? – spojrzał w lusterko, by upewnić się, że Mio się zapiął.
– Tak – usłyszał odpowiedź i ruszyli.
Przedszkole było dużym, białym, dwu-piętrowym, ceglanym budynkiem o dachu z czerwonymi dachówkami. Na oknach widniało pare kolorowych malunków, a za samym budynkiem znajdował się plac zabaw. Kuro zaparkował samochód przy chodniku i wysiadł z niego. To samo uczynili Mao i Mio, od razu zakładając plecaki. Idąc za nimi, demon wszedł za bramę i skierował się do głównego wejścia.
– Dzień dobry, dzieci. – przywitała bliźniaków od wejścia pani w podeszłym wieku, która była ich wychowawczynią.Ciemne, lekko posiwiałe włosy miała spięte w kok, a ubrana była w wiosenną, fioletową sukienkę.
– Dzień dobry, proszę pani. – przywitała się Mao, zajmując miejsce koło brata na ławeczce i ściągając buty, by założyć papcie.
– Mam nadzieję, że dzisiaj będą grzeczni – zwrócił się z uśmiechem, do pani, demon.
– Ależ oni zawsze są grzeczni. Niech się pan nie martwi! Gdy tylko coś się stanie, poinformuje pana o tym. – kobieta odpowiedziała mu z uśmiechem.
– Dobrze. To na razie, maluchy! – pożegnał się z nimi i wyszedł, a oni poszli do klasy.
Będąc na dworze odetchnął świeżym powietrzem. Zastanawiał się, jak sobie radzi Yuki. Wiedział, że chłopiec był dzisiaj nieco więcej niż zestresowany tym, że idzie do szkoły. W końcu nikogo tam nie znał. Niemniej Kuro miał nadzieję, że – choć może nie dziś – ale w niedalekiej przyszłości zaprzyjaźni się z kimś.
Odpalił samochód i pojechał do domu.
O godzinie 14:10 mógł usłyszeć, jak otwierają się główne drzwi od domu. Oprócz tych, mieli jeszcze wejście przez piwnicę i mały ogród za domem. Zdyszka zaciekawiony wystawił głowę zza kuchennej futryny. Był akurat w czasie robienia obiadu, którym miało być spaghetti.
– Hej, Yuki – uśmiechnął się do chłopca, który ściągał buty.
– Heloo – odpowiedział mu, a demon od razu wyczuł, że chłopiec ma dobry humor. Zniknął z powrotem za futryną, a niedługo potem Yuki już siedział na kuchennym parapecie.
– Jak tam pierwszy dzień w szkole?
– Fajnie. – Yuki uśmiechnął się. – Wiesz, poznałem taką jedną dziewczynę, która chodzi do mojej klasy, nawet jeździ ze mną autobusem, i wydaje mi się, że będziemy kolegami. – zamachał wesoło nogami.
– Naprawdę? A jak się nazywa? – nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc, jak bardzo wesoły jest jego wychowanek.
– Blackie. I w sumie to imię bardzo do niej pasuje. – chłopiec zeskoczył z parapetu. – Co pichcisz? – ustał koło demona, zaglądając mu przez ramię.
– Spaghetti. Ey, ey, gdzie z tymi paluchami! – klepnął chłopca lekko po dłoni, gdy ten nabrał na palec trochę sosu. – Nakryłbyś, a nie już wyżerasz.
– Dobrze, mamusiu. – zaśmiał się i zaczął robić to, o co demon go prosił.